Specjalista jest przewodniczącym Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POCHP. Zwraca on uwagę, że niekorzystny wpływ mają też występujące o tej porze roku zanieczyszczenia powietrza. Jeszcze bardziej uwrażliwiają one alergików na pyłki roślin, a niektóre osoby mogą reagować alergicznie na same zanieczyszczenia powietrza.
PAP: Podobnie, jak w latach poprzednich, mamy wczesne sezonowe uwalnianie pyłku z drzew. Usługi Monitorowania Atmosfery Copernicus (CAMS) alarmują, że od 18 marca w wielu regionach Europy zaczęło wzrastać stężenie pyłku brzozy. Na to nakłada się jeszcze wysokie o tej porze roku stężenie zanieczyszczeń powietrza, w tym pyłu i gazów, takich jak dwutlenek azotu i ozon.
Dr Piotr Dąbrowiecki: Tak, jako alergolodzy już to dostrzegamy, okres pylenia roślin zdecydowanie przyspieszył. Można za to winić ocieplenie klimatu. W ostatnim latach koniec zimy często jest stosunkowo ciepły, a to pobudza rośliny, zaczynają wypuszczać swoje pyłki. Tak jest w przypadku brzozy – zamiast w kwietniu zaczęła pylenie już w marcu.
PAP: Zgłaszają się pacjenci?
Dr P. D.: Od dwóch, trzech tygodni zgłaszają się pacjenci uczuleni na pyłek drzew, przede wszystkim olchy i brzozy z nasilonymi objawami alergii – mają katar, kichanie i łzawienie a czasami kaszel i świszczący oddech. Poza ociepleniem klimatu powodem jest też zanieczyszczenie powietrza. Wciąż mamy sezon zimowy i ogrzewamy domy, spalając w piecach paliwa stałe, a jest tak w 4 mln posesji w Polsce. Powstaje tzw. niska emisja spalin, duża ilość zanieczyszczeń gromadzących się blisko ogrzewanego domu (ok. 100-200 metrów kwadratowych).
PAP: „Niska” emisja nie oznacza, że jest ona niewielka.
Dr P. D.: Tak, w sumie jest to mega emisja, i to na większości obszarów naszego kraju. Zawiera ona pył zawieszony i węglowodory aromatyczne, a także tlenki azotu oraz siarki. Substancje te jeszcze bardziej uwrażliwiają alergików na pyłki roślin, które krążą w atmosferze i zbierają te zanieczyszczenia. Razem powstaje silnie immunogenny kompleks, bardziej stymulujący układ odpornościowy, i wywołujący u osób uczulonych więcej objawów. Szybciej też przełamuje barierę immunologiczną organizmu, wywołując objawy nadwrażliwości.
PAP: Co w tej sytuacji powinni robić alergicy?
Dr P. D.: Przede wszystkim powinni zadbać o właściwą terapię alergii. Pacjenci z rozpoznaną alergią lub astmą powinni stosować leki wypisane przez lekarzy prowadzących. Ci co po raz pierwszy odczuwają dolegliwości, takie jak katar, kichanie i łzawienie oraz kaszel i duszności, powinni jak najszybciej zgłosić się do lekarza rodzinnego.
PAP: Można reagować alergicznie również na zanieczyszczone powietrze?
Dr P. D.: Tak, wskazują na to badania prof. Ewy Czarnobilskiej z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Wykazały one, że niektóre osoby mogą reagować alergicznie na zanieczyszczone powietrze. Pył zawieszony może być bodźcem dla układu immunologicznego do rozwoju alergii. Powstają przeciwciała przeciwko PM (pyłowi zawieszonemu) indukując reakcję alergiczną, tak jak w przypadku np. pyłku brzozy.
PAP: Leczenie jest podobne, jak w razie uczulenia na pyłki?
Dr P. D.: Bardzo podobne. Nie ma alergii bez alergenu. Najlepiej więc byłoby unikać zanieczyszczeń, możemy zabezpieczyć się na przykład maseczką ochronną, choć nie zawsze jest to możliwe. Są dostępne leki, takie jak preparaty antyhistaminowe w postaci tabletek lub kropli, a także działające miejscowo leki steroidowe, w postaci aerozolu do nosa albo podawanego do płuc leku wziewnego.
PAP: A immunoterapia, odczulanie?
Dr P. D.: Jak najbardziej, pomaga na różnego typu alergie wziewne. Immunoterapia swoista usuwa dolegliwości u 90 proc. pacjentów uczulonych na pyłki drzew i traw.
PAP: Teraz jest dobra pora na jej zastosowanie?
Dr P. D.: W przypadku uczulenia na pyłki brzozy i na trawy jest już niestety za późno, ale na bylicę jak najbardziej. Poza tym o każdej porze roku można poddać się immunoterapii na występujące w naszych mieszkaniach roztocza kurzu domowego.
PAP: Czy COVID-19 opóźnił zgłaszanie się pacjentów z objawami alergii?
Dr P. D.: Pacjenci raczej nie opóźniają wizyty u lekarza, to raczej system opieki medycznej utrudnia im rozpoznanie alergii. Lekarz rodzinny wypisuje skierowanie do alergologa lub pulmonologa, ale są oni zajęci leczeniem pacjentów covidowych lub postcovidowych. Czas oczekiwania na pierwszą wizytę u tych specjalistów znacznie się z tego powodu wydłużył. W naszej poradni przyjmujemy obecnie pacjentów, którzy powinni być przyjęci kilka miesięcy temu.
PAP: A jak jest z wykrywaniem astmy? Już przed pandemią u wielu pacjentów było ono opóźnione.
Dr P. D.: Międzynarodowe badania ACCESS wykazało, że już w 2019 r. w Polsce od pierwszych objawów astmy do jej rozpoznania pacjent czekał średnio ponad siedem lat. Podobnie było w kilku innych krajach europejskich, takich jak Hiszpania czy Irlandia. Ale średnia europejska jest o połowę krótsza i wynosi 3,5 lat. Podejrzewamy, że po COVID-19 ten czas rozpoznania tej choroby mógł się jeszcze bardziej wydłużyć.
PAP: Co w tej sytuacji?
Dr P. D.: Możemy apelować, żeby zgłaszać się do lekarza rodzinnego w razie takich objawów jak kaszel, świsty i duszności, które po pewnym czasie mogą mijać, ale powracają na przykład podczas wysiłku fizycznego czy po kontakcie z zanieczyszczonym lub zimnym powietrzem. Gdy lekarz podstawowej opieki zdrowotnej nie jest pewny, czy to jest astma – powinien takiego pacjenta skierować do specjalisty. I byłoby dobrze, by każdy taki pacjent został przez niego przyjęty jeszcze w tym roku.
PAP: Często się zdarza, że z powodu błędnej diagnozy pacjentowi z astmą niepotrzebnie przepisuje się antybiotyki?
Dr P. D.: Niestety, bardzo często. Dotyczy to zarówno pacjentów z astmą, jak i alergią.
PAP: Dlaczego?
Dr P. D.: Gdy pacjent zgłasza się z kaszlem, to przede wszystkim podejrzewana jest infekcja układu oddechowego albo nawet „zapalenie płuc”. Zdarza się że występuje stan podgorączkowy, bo zaostrzenia astmy często są wywoływane przez infekcje wirusowe. Chory otrzymuje wtedy antybiotyk, który mu nie pomaga. Przychodzi do doktora mając nadal kaszel, świsty oddechowe i… otrzymuje kolejny antybiotyk, który również nie działa. Potem dodatkowo pojawiają się duszności.
PAP: Jak długo to może trwać?
Dr P. D.: Długo. Bo gdy kończy się pylenie roślin, to objawy mijają i lekarz sądzi, że kolejny antybiotyk wreszcie zadziałał. Po pewnym czasie objawy jednak powracają, a antybiotyk znowu nie pomaga, i tak cykl ten się powtarza. W efekcie nierozpoznani chorzy na astmę zużywają o połowę więcej antybiotyków niż pacjenci bez objawów tej choroby. Jednak chorzy ze zdiagnozowaną astmą nie nadużywają antybiotyków. Podanie odpowiednich leków, takich jak sterydy wziewne, leki rozszerzające oskrzela, przynosi poprawę i objawy znikają.
PAP: Ilu jest w Polsce chorych na astmę?
Dr P. D.: W 2019 r. było zarejestrowanych 2,2 mln pacjentów z tą chorobą. Badania prof. Bolesława Samolińskiego z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego wykazały jednak, że ponad 4 mln Polaków ma objawy astmy. Czyli 1,8 mln osób nie ma jeszcze tej choroby rozpoznanej. To zła sytuacja.
PAP: Podobnie jest wciąż z wykrywalnością Przewlekłej Obturacyjnej Choroby Płuc (POChP)?
Dr P. D.: Niestety w tej chorobie jest jeszcze gorzej. W 2019 r. było zarejestrowanych 600 tys. pacjentów z POChP, ale chorowało ponad 2 mln osób. W przypadku tej choroby aż 75 proc. pacjentów nie ma jeszcze rozpoznania, a więc nie może otrzymać właściwego leczenia. A jest to schorzenie jeszcze cięższe niż astma, nieleczona POChP zwiększa ryzyko przedwczesnego zgonu o 10-15 lat. Osoby z tą chorobą często nie dożywają swojej emerytury. Należałoby to jak najszybciej zmienić.
PAP: A jak pandemia obeszła się z chorymi na POChP?
Dr P. D.: Nie znam aktualnych danych Narodowego Funduszu Zdrowia na ten temat. Jedno jest pewne, że aby rozpoznać POCHP potrzebujemy wykonać badanie spirometryczne, a w pandemii przez długi czas tego badania nie wykonywano, nie było zatem nowych rozpoznań lub było ich mniej niż przed pandemią.
PAP: A zgony?
Dr P. D.: Chorzy na POChP schowali się w domach i przestali się pojawiać w przestrzeni publicznej. Wiedzieli, że choroba ta wielokrotnie zwiększa ryzyko zgonu w przypadku COVID-19. Z moich obserwacji wynika, że spadła ilość infekcji układu oddechowego, które najczęściej zaostrzały objawy POCHP – podejrzewam zatem, że również zgonów z powodu tej choroby było mniej. Jestem ciekawy czy potwierdzą to dane NFZ.
PAP: Maseczki chronią przed pyłkami roślin, a zatem i przed uczuleniami, podobnie jak przed infekcjami i zanieczyszczeniami powietrza?
Dr P. D.: Oczywiście, wielu moich pacjentów z alergią wziewną przestało mieć objawy w sezonie pylenia roślin w ostatnich dwóch latach, w czasie pandemii. W tym okresie, gdy używali na zewnątrz maseczki ochronne. Maska przeciwpyłowa, jak i ta chroniącą przed infekcjami, taka jak FFP2 i FFP3, skutecznie chroni również przed pyłkami. Wielu pacjentów z alergiami wziewnymi odetchnęło z ulgą.
PAP: Pełną piersią?
Dr P. D.: Maseczki nie powodują duszności, mogą wywoływać subiektywne odczucie braku powietrza, ale obiektywne badania pokazują, że to nie wpływa na jakość wentylacji płuc. Używanie takich masek jak FFP2 i FFP3, nie wpływa niekorzystnie na układ oddechowy. Zatem noszenie maseczki wiosną chroni przed alergią nosa, gardła i płuc.
PAP: A co z oczami?
Dr P. D.: Wielu pacjentów narzeka na łzawienie oczu. Pomaga noszenie okularów. W sezonie pylenia roślin szczególnie polecam pacjentom gogle używane do jazdy rowerem. Oczywiście nie zapominajmy o lekach przeciwhistaminowych, są dostępne w aptekach bez recepty. (PAP)
Rozmawiał: Zbigniew Wojtasiński
Źródło informacji: Nauka w Polsce
Wiadomości dystrybuowane przez: pap-mediaroom.pl